czwartek, 25 października 2018

Czas powrotów (25.10.2018)

Dziś rano niestety musimy opuścić Koreę. Jeszcze tylko długi lot i będziemy z powrotem w domu. Bardzo dziękujemy, że towarzyliści nam podczas tej wyprawy! :)


Sekretny las w centrum Seulu (24.10.2018)

Do trzech razy sztuka! Do tej pory byliśmy tutaj dwa razy - najpierw okazało się, że pałac w poniedziałki jest zamknięty, aż potem zabrakło biletów na wycieczkę do „tajemniczego ogrodu”. Ale nareszcie się udało i możemy obejrzeć „tajemniczy ogród” pałacu Changdeokgung.



Choć może nazwa „tajemniczy ogród” nie do końca oddaje specyfikę tego miejsca. Jakby nie patrzeć to ileś hektarowy park w samym centrum Seulu - trudno coś takiego utrzymać w tajemnicy. Jak przyznała nasza przewodniczka „królewski park” jest prawdopodobnie bardziej adekwatną nazwą. Za czasów panowania dynastii Josei tylko cesarz i jego najbliższy dwór mogli korzystać z wytchnienia jakie dawało to miejsce. Oprócz spacerów, organizowano tu przedstawienia, robiono konkursy poezji na czas czy brano udział w zawodach wędkarskich.
















Natrafiamy na kilka grup szkolnych w tym taką, która (zapewne chcąc mocniej wczuć się w klimat) jest ubrana w tradycyjne stroje hanbok.


Jeszcze tylko obejrzymy główną część pałacową Changdeokgung.









I możemy ruszać na zakupy pamiątek. Oczywiście nie możemy ominąć ukochanych przez N. sklepów z kosmetykami…



Ani tym bardziej salonów Ufocatchers i Gatcha.


wtorek, 23 października 2018

DMZ i sauna party (23.10.2018)

Dziś wczesna pobudka, więc ratujemy się kawą w słodkich opakowaniach z naszej ulubionej sieci piekarni „Paris Baguette”. :)




Ruszamy pod granicę z Koreą Północną, do strefy DMZ. Strefa zdemilitaryzowana (Demilitariezd Zone) to pas ziemi oddzielający Południe od komunistycznej Północy. W ramach zawieszenia broni po wojnie koreańskiej (pokoju nigdy nie podpisano - oficjalnie wojna trwa nadal) każda ze stron wydzieliła wokół swojej nowej granicy 2-kilometrowy pas stanowiący strefę buforową. Korea Północna w ramach strefy DMZ rozmieściła swoje główne wieże zagłuszające przekaz medialny. Przedstawiciele obu Korei zgodzili się, aby w ramach DMZ każda ze stron zostawiła jedną cywilną wioskę (co doprowadziło do „konkursów” na wyższy maszt dla flagi czy budowanie papierowych domów, jak z „Misia”, żeby udowodnić drugiej stronie, jak to się u nas dobrze żyje).

W ten sposób na środku półwyspu powstało duże terytorium, gdzie praktycznie nie da się spotkać człowieka. Tę niszę (podobnie jak w przypadku muru berlińskiego, tylko na o wiele większą skalę) szybko przejęła przyroda i tak zupełnie niechcący powstał rezerwat, gdzie obecnie można spotkać kilka rzadkich gatunków zwierząt i roślin.

W ramach DMZ jest wyodrębniona dodatkowo strefa JSA (Jont Security Area), kontrolowana jednocześnie przez armie obu zwaśnionych części narodu koreańskiego. Do całkiem niedawna było to też jedyne miejsce, gdzie spotykali się przedstawiciele obu stron konfliktu. Zarówno DMZ jak i JSA można obejrzeć w ramach zorganizowanej wycieczki z certyfikowanego biura podróży. Przy czym do JSA istnieją dużo większe ograniczenia (nie można na przykład nosić pseudo wojskowego ubrania itp.) i co najważniejsze żadne dziecko nie zostanie na teren JSA wpuszczone. To bardzo ograniczyło nam listę potencjalnych biur podróży bo nie dość, że potrzebowaliśmy angielskiego przewodnika, to jeszcze interesowała nas tylko wersja wycieczki bez JSA. Skorzystaliśmy z usług firmy Kooridor i polecamy! :) Nasz program nazywał się „Half-day DMZ Tour” i co prawda wyjazd z Seulu jest wcześnie rano, ale pozwala to przynajmniej w niektórych miejscach ominąć największe tłumy turystów.

Zaczynamy od Dora Observatory, skąd przy ładnej pogodzie można zobaczyć fragment DMZ należący do Korei Północnej. My jak widzicie niestety ładnej pogody nie doświadczyliśmy. ;)









Na pocieszenie byliśmy pierwszymi białasami w nowym budynku Dora Observatory. Jak poinformowała nas przewodniczka jakiś czas temu zdecydowano o porzuceniu poprzedniej konstrukcji i zbudowaniu nowego obserwatorium, no i właśnie dziś otworzyli ten nowy budynek dla zwiedzających. :) Chyba nie kłamała bo widać, że wszystko jest nowiutkie a przy wejściu było rozsypane konfetti  i leżał zwinięty czerwony dywan (zapewne pozostałości wczorajszego oficjalnego otwarcia nowego Dora Observatory). ;)

Kolejny punkt programu to odwiedziny w tunelu nr 3 - jednym z tuneli, które Północ zbudowała po wojnie koreańskiej, aby móc przeprowadzić atak z zaskoczenia poza linią wyznaczoną przez DMZ. Korea Południowa dzięki uciekinierom z północy wie, że tuneli jest znacznie więcej, ale jak do tej pory udało jej się zlokalizować tylko cztery (ostatni w latach 90.). Tunel trzeci jest skierowany idealnie w stronę Seulu i jest w stanie pomieścić kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy. Konfrontacja odkrycia z Północą przyniosła wyjaśnienie o „tworzeniu nowej kopalni węgla” - cóż dobrej propagandzie nie przeszkadza nawet brak złóż w okolicy. ;) Takie znaleziska na własnym terytorium tłumaczą, dlaczego w Korei Południowej obowiązkowa służba wojskowa dla mężczyzn trwa prawie dwa lata (a według słów przewodniczki coraz głośniej mówi się o wydłużeniu jej do trzech lat). Choć to i tak nic w porównaniu z Koreą Północną, gdzie każdy mężczyzna (poza wierchuszką partyjną) rozpoczyna służbę wojskową w wieku 17 lat i aż do 30tki z wojska nie wychodzi (tak, tak - 13 lat woja!).



Tunel 3. traktowany jest jak obiekt wojskowy i na jego terenie nie można robić zdjęć. Na otarcie łez można obejrzeć propagandowy filmik w wykonaniu Korei Południowej, gdzie wiele pięknych słów o połączeniu podzielonego narodu jest skwitowany mapą, na której cały półwysep uzyskuje „barwy” Południa. ;) Trudno też oprzeć się wrażeniu, że celem otwarcia DMZ dla turystów jest przekazanie punktu widzenia Seulu jako obowiązującej wersji historii świata.

Nasza przewodniczka przestrzegała, że zejście do tunelu i sam tunel do łatwych spacerów nie należą i o dziwo muszę się z nią zgodzić. Zejście jest ostre, ciasne i jest na nim tłum ludzi, a sam tunel w najniższych miejscach ma tylko około 160 cm wysokości. Na szczęście wyżsi turyści dostają kaski (i słusznie - co chwila słychać jak ktoś uderza plastikowym kapeluszem o nierówny-ostry sufit).

Pogodę jak widzicie mieliśmy na wycieczce przecudną. ;)


W strugach deszczu dojeżdżamy do otwartej ledwie kilka lat temu stacji kolejowej Dorasan - ostatniej stacji przed granicą z Koreą Północną. Od czasu zawieszenia broni po wojnie koreańskiej stosunki między Północą i Południem są delikatnie rzecz ujmując „zmienne”. W jednej chwili dogadują się, żeby na terenie DMZ razem z Chinami zbudować duży kompleks przemysłowy, który kilka lat później po próbach jądrowych północy zostaje zamknięty. Stacja Dorasan jest jednym z przejawów tej zmienności. Zaplanowana jako symbol pojednania z Północą i kamień milowy w odbudowie połączeń lądowych między Koreą Południową i resztą świata (wszystkie zostały zniszczone podczas wojny koreańskiej)....






Po otwarciu działała ledwo rok, by później zostać na kilka lat zamkniętą. Otwarto ją ponownie niedawno, ale dziennie przyjeżdża tu tylko jeden turystyczny pociąg DMZ z Seulu.

Tuż obok stacji znajduje się oficjalne przejście do północnej części DMZ, ale żołnierze pilnują żeby żaden turysta nie zbliżył się do bramy na więcej niż 200 metrów. Nie to żebyśmy planowali przekraczać granicę (to można zrobić tylko w ramach wycieczki z terytorium Chin) - taka odległość do Korei Północnej zdecydowanie nam wystarczy. ;)



Burza nareszcie się uspokaja, dzięki czemu możemy obejrzeć ostatni punkt programu - park pokoju.



Most wolności, którym podczas wojny uciekano z Północy. Na kolejnych zdjęciach położony obok stary most kolejowy, który został wysadzony podczas działań wojennych oraz nowy most prowadzący do wspólnego kompleksu przemysłowego - obecnie nieużywany.





Podobnie jak w Polsce po II Wojnie Światowej tak i tu po wojnie koreańskiej istniało wiele akcji społecznych mających na celu połączenie rodzin rozdzielonych poprzez działania wojenne i podział kraju. Medialnie mocno włączyła się w to stacja telewizyjna KBS (nadawała program dzięki któremu udało się odnaleźć 10.000 rodzin). Symbolicznie służył do tego właśnie park pokoju, gdzie ludzie wywieszali wstążki w intencji ponownego spotkania z bliskimi.




Na terenie parku znajduje się też podziurawiona kulami lokomotywa.



Oraz plastikowe reprezentacje maskotek DMZ. Bo tak - to Azja Wschodnia i każda atrakcja turystyczna powinna mieć swoją maskotkę. Jedynym miejscem gdzie ich nie spotkaliśmy był park pokoju w Hiroszimie upamiętniający ofiary bomby atomowej.



Jak widać całkiem niedaleko stąd znajduje się Pyongyang…




Po powrocie do Seulu postanawiamy zrelaksować się w jjimjilbang, czyli odpowiedniku tutejszej sauny. Niestety popełniamy ogromny błąd strategiczny i przeznaczamy na tą atrakcję tylko połowę dnia. Jjimjilbang jest super i zdecydowanie polecamy przeznaczyć na relaks w nim cały pełny tłusty dzień (szczególnie jeżeli jesteście bez dzieci) a nawet noc (sauna, którą odwiedzamy jest czynna 24/7 i stanowi jedną z najbardziej atrakcyjnych cenowo alternatyw dla noclegów w hotelu)!


Jjimjilbang Siloam Sauna to wysoki budynek gdzie oprócz tytułowych saun (ponad 7 rodzajów z temperaturami od -5 do 85 stopni Celsjusza), znajdziemy też kilka basenów z ciepłą (40-42 stopnie) i lodowatą wodą, pokoje do spania, salony masażu, fryzjera, restaurację, pokój dla dzieci, karaoke, ping ponga fitness, pokoje relaksacyjne i wiele wiele innych atrakcji. A na szerokich korytarzach z podgrzewaną podłogą ułożone są bambusowe maty, na których goście mogą się położyć i zrelaksować, a nawet zdrzemnąć.





Innymi słowy wyobraźcie sobie miejsce, którego jedynym celem jest sprawić, żebyście się zrelaksowali - oto właśnie jjimjilbang. Na dodatek taka przyjemność kosztuje około 40pln za osobę dorosłą i możesz przebywać w obiekcie od 5 rano do północy (stawka nocna jest odrobinę wyższa). Bardzo bardzo polecamy!