niedziela, 2 października 2016

Sea World w San Diego (01.10.2016)

W swojej naiwności przez chwilę zastanawiam się, czy nie uda nam się zobaczyć dziś zarówno oceanarium jak i zoo. Tym bardziej że w październiku jest promocja i dzieci do obu obiektów wchodzą za darmo (bilety dla rodziców i tak porażają ceną). Szybko okazuje się że przeczucia P były bardziej zgodne z rzeczywistością i raczej poprzestaniemy na Sea World. Pokazy zwierząt są niby krótkie (każdy trwa po 20/30 minut), ale przez pierwsze trzy godziny spędzone w parku biegamy właściwie od jednego do drugiego. Udaje nam się obejrzeć jeden z pokazy orek, delfinów, "pets" (czyli wszelkiego rodzaju zwierzęta domowe: psy, koty, strusie, świnia itd.) i lwów morskich (w klimatach Halloween, ze wsparciem wydry). Ten ostatni zrobiony wyjątkowo komediowo szybko całkowicie podbija nasze serca - tym bardziej, że po raz pierwszy udaje nam się usiąść w takiej części widowni, która została najmocniej ochlapana wodą. Jesteśmy przemoczeni, ale bardzo szczęśliwi - N było przykro, gdy na poprzednich pokazach nas ta przyjemność ominęła.



Jak się okazuje nigdy nie jest za wcześnie aby zacząć świętować Halloween, bo zarówno w Disneylandzie jak i w Sea World pełno jest atrakcji z tym świętem związanym. N szczególnie przypada do gustu pomysł oceanarium na organizację tradycji "trick or treat". Na terenie parku rozstawione są stragany, gdzie dzieci dostają darmowe cukierki - wystarczy podejść ze specjalną torbą. Jakby tego było mało, wszędzie rozstawione są dynie, a w centralnym punkcie zorganizowane jest minidisco ze "strasznymi rybkami". N znów zaczyna przebąkiwać, że jeszcze możemy zostać na tych wakacjach.



Jeszcze tylko odwiedziny w kilku akwariach i wybiegach, pogłaskanie rybek w otwartych basenach i szybka przejażdżka na rollercosterze (N jest trochę obrażona, że nie ma jeszcze 140 cm wzrostu i nie może skorzystać - niestety to nie Disneyland i nie ma dodatkowych pasów dla mniejszych turystów). Sami nie wiemy kiedy robi się 16. Jeżeli mamy zdążyć zjeść obiad (tym razem uderzamy w pyszną kuchnię TexMe "On The Border") i wykąpać się w basenie to nie zostało nam zbyt dużo czasu!



Disneyland wersja mini, czyli Disney California Adventure Park (29.09.2016)

Nasz pierwotny plan nie zakładał odwiedzin w Anaheim, ale wszystko zmieniło się tydzień przed wyjazdem. Dziadek pokazał N na youtube przedstawienie teatralne z "Krainy Lodu / Frozen" i wspomniał, że pewnie będzie mogła je zobaczyć na wyjeździe, bo pokazują je w Disneyland w Kalifornii. Od tej pory nasza córka nie mówiła o niczym innym. No i tak w ostatniej chwili dopisaliśmy Disneyland do naszego planu.

Gdy zaczęliśmy bliżej przyglądać się tematowi okazało się, że Disneyland Resort California to tak naprawdę dwa parki, oczywiście każdy z oddzielnym (drogim) biletem. Disney World to dużo większy park, który skupia się raczej na klasycznych bajkach (czyli to, co każdemu kojarzy się kiedy myśli o Disneyland). Disney California Adventure Park jest nowszy i zawiera głowie atrakcje związane z Kalifornią i z bajkami Pixara. Zgadnijcie gdzie jest przedstawienie Frozen? Tak, w tym mniejszym parku bez głównych bajek! P uważa że nie ma się co dziwić, "biznes is biznes", a przez to większość rodziców małych dziewczynek ma tę sam dylemat "może jednak wydać fortunę i kupić bilety do obu parków"? Tym bardziej, że większy park daje większe szanse na dużą ilość atrakcji na które wpuszczą 3 i pół latka. Grrr!

Myślimy o tym intensywnie przez wiele godzin. A w końcu ze swojego problemu zwierzamy się Pani w kasie. Kasjerka kiwa głową ze zrozumieniem i uspakaja, że w tym mniejszym parku też jest bardzo dużo atrakcji dla małych dzieci, a skoro N chce przedstawienie Frozen to oczywiście musimy kupić do niego bilety (wie, czyje życzenia są dziś kluczowe!). Jej zdaniem Disney World jest na tyle rozbudowany, że nie zdołamy zobaczyć obu parków w jeden dzień. Gdybyśmy jednak stwierdzili w ciągu dnia, iż  wystarczy nam czasu, to możemy przyjść ze swoimi biletami do którejkolwiek kasy i zapłacić za rozszerzenie biletu, cena będzie taka sama jak gdybyśmy kupowali teraz. Nie muszę chyba dodawać, że takie rozwiązanie bardzo nam odpowiada☺.

Kasjerka też od razu zbroi nas w dobre rady. Skoro N chce iść na Frozen, to musimy natychmiast po wejściu do parku iść w lewo do części o nazwie Hollywood. Tam w Hyperion Theater mamy zarezerwować bilety na przestawienie tak aby "nasza księżniczka" dostała to po co przyjechała.



P dzięki wujkowi Googlowi dowiedział się że można też mieć "audiencję" u Elsy i Anny. Nie muszę chyba dodawać, że N jest zachwycona! Mimo że jest obecnie na etapie "wstydzę się" pozwala się przytulić obu księżniczkom Disneya. Nie jest w tych uczuciach odosobniona - prawie wszystkie małe turystki są albo przebrane za Elsę/Annę, albo tak jak nasza córka mają ich portrety na ubraniu. Trafił Disney z tą bajką w serca małych dziewczynek na całym świecie!



Niepotrzebnie się martwiliśmy. N może skorzystać z 85% atrakcji dostępnych w parku. Jak się okazało, ostatnio trochę urosła i spokojnie spełnia warunek 102cm wzrostu (40 cali). Trochę nas dziwi tak nisko ustawiony próg wejścia, bo w Polsce czy nawet w innych parkach w Stanach N nie miałaby szans z większości z nich skorzystać (np. kręcące się wysoko na łańcuchach krzesełka, którymi N jest zachwycona). Okazuje się, że dla młodszych dzieci są tu wprowadzone dodatkowe zabezpieczenia: np. krzesło z rodzicem, z góry wyznaczone miejsca czy dodatkowy zestaw pasów. Wzrost N jest przy każdej przejażdżce co najmniej raz weryfikowany.

Organizacja tego miejsca budzi nasz największy podziw. Teoretycznie czwartek to najspokojniejszy tu dzień (co przekłada się na odpowiednio niższą cenę biletów), a i tak tłumy są nieprzebrane. Kolejki do najpopularniejszych rollercosterów zapewniają stanie na 30 minut do 1,5 godziny, i to mimo bardzo szybkiego poruszania się kolejki i doskonałego nią zarządzania. Nim pierwsza grupa rozpocznie zabawę już jest przygotowywana kolejna, która zajmie jej miejsce. Żadna przejażdżka nie ruszy, nim obsługa nie sprawdzi pasów wszystkich pasażerów. To wszystko drobne rzeczy, ale są tu naprawdę doprowadzone do perfekcji. Widać też, że nikt tu nie oszczędza na ilości pracowników (choć zapewne płace to inna historia).



Najdłużej musimy stać w kolejce do przedstawienia Frozen. Mimo że mamy zarezerwowane wejściówki, czekamy przed wejściem prawie godzinę. Samo przedstawienie zaaranżowane jest bardzo pomysłowo i całkiem nam się podoba. Za to N znów wprowadza nas w konsternację. Przez większość przedstawienia piszczy ze szczęścia i nie może oderwać rozdziawionej buzi od sceny. Kiedy pojawiają się wilki widać że się boi, ale szybko się uspakaja. Prawdziwy problem zaczyna się kiedy Elsa i Anna kłócą się w zimowym pałacu. Po twarzy N spływają łzy jak grochy i histerycznie płacze, że chce wyjść. Jesteśmy bardzo zaskoczeni - przecież zna tę bajkę na pamięć i wie, że wszystko dobrze się kończy. Wyszliśmy z głównej widowni i przy drzwiach wejściowych obejrzeliśmy przedstawienie do końca. N potem twierdziła że bardzo jej się podobało a na pytanie o płacz odpowiadała krótko "że się bała". P twierdzi, że albo było za głośno, albo przez lekkie zmiany scenariusza N nie była pewna zakończenia. Ja skłaniam się raczej ku wyjaśnieniu, że dużo bardziej niż wcześniej przeżywa treść bajek (kilka dni wcześniej podczas długiej jazdy samochodem kazała wyłączyć Małą Syrenkę kiedy Neptun kłócił się z Ariel - jeszcze parę miesięcy temu oglądała ten film z przyjemnością).



W związku z tym, że Disney ma obecnie prawa do marki Star Wars trafiliśmy na cudowny sklep dla geeków. Oj, można by tu stracić ostatnie pieniądze...



"Najcięższą" przejażdzką okazał się niewinnie wyglądający diabelski młyn, w którym cześć wagoników dodatkowo kołysała się na stalowych konstrukcjach. Może to też kwestia upału ale zarówno ja, P jak i towarzyszący nam Chińczycy przy drugim obrocie byliśmy zieleni. P twierdził że czuł się znacznie lepiej po szybkim rollercosterze "dla dorosłych", który wcześniej sprawdził. Za to N jak zawsze była zachwycona i pytała, czemu musimy już schodzić.



Nie mogliśmy opuścić krótkiej parady bohaterów Pixara (niestety ku rozpaczy N zabrakło bohaterów Krainy Lodu).



Na zakończenie dnia w parku jest organizowany specjalny pokaz fontann, laserów i pirotechniki pod nazwą "World of Color". I chyba to ostatnie stało się faworytem całej naszej trójki. Mimo że mieliśmy bardzo słabe miejsca, pokaz ogromnie nam się podobał i wreszcie pobił w moim sercu dubajskie fontanny. Polecamy z czystym sumieniem!



Do pokoju wróciliśmy wykończeni ale bardzo szczęśliwi.