sobota, 1 października 2016

Bujając w obłokach (28.09.2016)

Ranek w Monterey wita nas chłodem i mgłą, w której widać najwyżej na kilka metrów przed sobą. Dochodzimy do wniosku, że to całkowicie przeczy idei rejsu w poszukiwaniu wielorybów, w związku z czym ruszamy w dalszą drogę na południe. Trasę wyznaczyliśmy przez widokową trasę nr 1 wiodącą głównie przez klify na brzegu Pacyfiku. Jesteśmy przekonani że pogoda bardziej na południe będzie lepsza.


Ewidentnie, jak w grze Silent Hill, Kalifornii zabrakło sił obliczeniowych na stworzenie linii brzegowej. Okazuje się że mamy do czynienia nie z mgłą, ale z ogromną chmurą która zatrzymała się dokładnie na złączeniu lądu i morza. Na dodatek ciągnie się aż po horyzont. Po małych przebłyskach skał widać że widoki mogłyby być naprawdę wspaniałe... cóż, pozostaje nam wyobraźnia, tym bardziej że z drogi nr 1 nie jesteśmy w stanie przez dłuższy czas skręcić na autostradę.



Niestety w związku z tegoroczną suszą prawie wszystkie parki w okolicy są zamknięte. Pojedyncze otwarte - jak ten przy Mcway Falls - toną w chmurach. Piwo dla tego, kto na poniższych zdjęciach znajdzie wodospad.☺



Na szczęście plaża znana jako dom słoni morskich jest doskonale widoczna.



Dojeżdżamy do urokliwego San Luis Obispo, gdzie w Mo's Smokehouse BBQ jemy wyjątkowo dobre żeberka. Niestety stamtąd znów mamy trochę pod górkę, bo na autostradzie były dwa wypadki i wszystko stoi. Kiedy wreszcie prawie o 2300 trafiamy do naszego hotelu, jesteśmy ledwo żywi.


1 komentarz: