Nadszedł czas aby niestety opuścić San Francisco. Po pożegnalnym śniadaniu planujemy odwiedzić jeszcze symbol miasta czyli Golden Gate Bridge. Pogoda jednak płata nam psikusa i jakaś gęsta chmura "połyka" most.
Wysilcie wyobraźnię - tam JEST most!
Ruszamy powoli z powrotem na południe. Po drodze krótki przystanek w salvadorskiej knajpce. Zgodnie z poleceniem jednego z klientów,
próbujemy papadas z serem i szpinakiem i oczywiście nieśmiertelne frytki dla N (sic!).
próbujemy papadas z serem i szpinakiem i oczywiście nieśmiertelne frytki dla N (sic!).
W Monterey niestety okazuje się, że ostatni wielorybowy rejs już wypłynął. Myślimy, iż w takim razie popłyniemy następnego dnia rano, ale natrafiamy na niespodziewane przeszkody. Sądziliśmy, że wszystkie rejsy trwają około 2 godzin, ale to nieprawda. Część firm robi rejsy, które potrafią trwać i 4-5 godzin. To biorąc pod uwagę moją chorobę morską zdecydowanie za długo! A te firmy, które proponują krótsze rejsy po 2-3 godziny mają zasady, że nie przewożą nikogo poniżej 5 roku życia. Ech, jak pech to pech...
Na ten most Tomek kilka dni polował, ale najobłędniej wygląda w nocy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam