Zaczynamy kolejny dzień w Las Vegas w naszym gigantycznym pokoju wielkości chyba naszego mieszkania (ten w Los Angeles w sumie nie był dużo mniejszy).
Chyba powoli przestawiamy na nowy czas bo N zrobiła nam dziś pobudka dopiero przed 6 rano. Bardzo dobrze - dziś mamy w planach spokojniejszy dzień. Jeszcze tylko śniadanie w postaci bajgli.
Jak do tej pory w każdej knajpie w jakiej byliśmy podają w widocznym miejscu wartość kaloryczną potraw. Podejrzewamy że to efekt walki z otyłością którą trochę tutaj jednak widać. Oczywiście to nie jest tak, że wszyscy tutaj są grubi. 90 procent populacji ma bardzo podobny wygląd i wagę do Polaków. Natomiast zdecydowanie częściej niż gdziekolwiek indziej można tu zobaczyć ludzi skrajnie otyłych i w średnim wieku niewiele starszych którzy muszą podierać się na specjalnych wózkach chodząc.
Zajrzymy też do pralni.
Bardzo dużo czasu spędzamy w miejscowych sklepach szukając okazji zakupowych ale widocznie jesteśmy wybredni bo nic ciekawego nie rzuca nam się w oczy 😑 Następnie sami nie wiemy kiedy zapadamy w zdecydowanie zbyt długą popołudniową drzemkę (widocznie trzeba nadrobić brak pobudki o 3 rano). Musimy jakoś ratować ten przespany dzień więc w ostatnich promieniach słońca wskakujemy do basenu.
Paliwo w Nevadzie jest zdecydowanie tańsze niż w Kalifornii z czego skrzętnie korzystamy. Dystrybutor benzyny pozwala nam sprawdzić prognozę pogody i nadrobić zaległości w bejsbolu.😀
Ciąg dalszy naszej nocnej przygody w Las Vegas. Na każdym kroku to miasto krzyczy "tak to jest kicz, ale nasz kicz i nikt nie udaje ze jest inaczej!"
Jest tu nawet Wenecja z sufitem pomalowanym na słoneczne niebo (sic!).
Czy wybuchy wulkanow.
Oczywiście nie ominie nas obowiązkowa gra w kasynie. Długo tu nie zabawimy bo dzieciom wstęp wzbroniony (choć strażnik zaprosił N do powrotu jak już skończy 21 lat). Uprzedzając pytania - niestety przegraliśmy 1$. Widać hazard nam nie pisany.😀
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz