niedziela, 25 września 2016

Przez góry Sierra Nevada (24.09.2016)

Mamy dwie możliwości. Albo pojedziemy przez Reno i Sacramento bezpośrednio do San Francisco, albo nadłożymy trochę drogi i odwiedzimy park narodowy Yosemite. P wysuwa argument ostateczny "skoro jesteśmy tuż obok, to głupio byłoby nie skorzystać". "Tuż obok" to co prawda w USA dobre trzy godziny jazdy, ale dodatkowo mamy szansę przebić się Tioga Pass przez góry Sierra Nevada, więc ruszamy.

Po drodze mijamy jezioro Walkera i Momo. Trochę abstrakcyjnie wyglądają ostrzeżenia o konieczności używania łańcuchów śnieżnych na koła w krajobrazie wyschniętego na wiór stepu.


Przejeżdżajamy też obok olbrzymiej bazy wojskowej, która wita przejezdnych zapewnieniem, że to największy skład amunicji na świecie. P stwierdza, że gdyby on miał największy skład amunicji na świecie, to na pewno nie chwaliłby się tym wielkim billbordem. Ale w pobliskim mieście na ulicy zamiast pomników stały zabytkowe czołgi i rakiety, więc może trochę broni tam jednak trzymają?

Kiedy tylko docieramy do wejścia do parku na przełęczy Tioga i uśmiechnięty strażnik olewa naszą kartę wstępu i wita nas słowami "Today is a free day for everyone!", już wiemy że popełniliśmy błąd. Jest weekend, dzień darmowego wstępu a my jesteśmy w jednym z najbardziej popularnych parków narodowych, na dodatek położonego stosunkowo niedaleko San Francisco. Taaa... Na pewno nie będzie dzikich tłumów... Nic to, i tak nie mamy już jak zwrócić. "Yosemite here we come!".

Tłumy faktycznie dzikie, ale widoki za oknem na zbocza Sierra Nevada zdecydowanie to wynagradzają. P, największy w naszej ekipie fan gór, uważa że to najładniejszy park jaki odwiedziliśmy. Ja za górami nie przepadam więc tylko prycham jak można to miejsce porównać do Grand Canyon i Yellowstone. Dla każdego coś miłego☺



Po drodze zaglądamy na miejscowe łąki, ale tegoroczna susza dała im się we znaki i niewiele zostało z ich sławnej urody. 


Wjeżdżamy do Yosemite Valley. Planujemy zjeść obiad i zrobić dwie najkrótsze i najłatwiejsze trasy do wodospadów Bridesmaid Weil i Lower Yosemite Falls (podróżowanie z 3latką ma pewne ograniczenia). Zaczynamy od tego drugiego. 









Ludzi mnóstwo ale nie odstrasza to wiewiórek.




Niestety szybko okazuje się, że zarówno dolny jak i górny wodospad całkowicie wyschły. Trochę nam smutno, choć to nic czego photoshop nie zdoła naprawić 😉




Początkowo winimy suszę, ale tabliczka informacyjna szybko wyprowadza nas z błędu. To zupełnie normalne - te wodospady wysychają pod koniec lata, żeby powrócić w pełni sił wczesną wiosną. I to właśnie wiosna jest szczytem sezonu dla parku Yosemite  (kto by pomyślał patrząc na te tłumy!).








W związku z powyższym rezygnujemy z drugiego z zaplanowanych spacerów i opuszczamy piękne góry Sierra Nevada. Do San Francisco jest jeszcze dość daleko więc stajemy na nocleg w Stockton, gdzie trafia nam się na booking.com hotel w przyzwoitej cenie. Tę "promocję" szybko rozumiemy widząc tabliczkę na recepcji - no takiego przywitania to jeszcze nikt nam tutaj nie sprawił ☺.



1 komentarz: