poniedziałek, 26 września 2016

Wino, kobiety i śpiew. (25.09.2016)

Z San Francisco jakoś nam nie po drodze. Po śniadaniu w IHOP (nauczeni doświadczeniem wzięliśmy jedną porcje na trzy osoby co kelner skwitował "Aha you want to have ultra light breakfast!" - dowcipniś...) decydujemy się odwiedzić słynącą z produkcji wina Napa Valley.

Kasyna w Las Vegas uświadomiły nam jak poważnie amerykanie traktują ograniczenia wiekowe dotyczące hazardu i alkoholu. W większości obiektów wstęp jest dozwolony dopiero od 21 roku życia i ten wymóg jest dość rygorystycznie przestrzegany. Nie inaczej jest w Napa Valley - wśród setek winiarni tylko pojedyncze pozwalają dzieciom na wstęp w swoje progi.

Z tego samego powodu odpadają u nas "wine tours" czy "wine train" gdzie wiozą Cie do kilku wybranych winnic. N nie miałaby do części z przewidzianych w programie miejsc wstępu. 

W końcu decydujemy się pojechać samochodem do dwóch z kilku polecanych nam w informacji turystycznej winnic.



Win próbować będę ja i mam wybrać te co lepsze. Cóż, jakoś zmierzę się z tym trudnym zadaniem!



W Napa Valley oprócz starych tradycyjnych winnic






można też napotkać spore ilości kiczu (co gorsza, w przeciwieństwie do Las Vegas to kicz nieświadomy swojej kiczowatości - brr...)


W jednej z winnic za namową Pani z informacji turystycznej planujemy zrobić piknik. Kiedy docieramy na miejsce nie widzimy jednak żadnych stołów. Lekko speszeni idziemy zasięgnąć języka, ale nawet nie musimy o nic pytać. Jak tylko obsługa dostrzega bagietkę wystającą z plecaka (w delikatesach ekologicznych udało nam się kupić normalne pieczywo!), zostajemy odesłani do ogrodu, gdzie będziemy mogli przy muzyce na żywo i kieliszku wina zjeść nasz obiad. Podoba mi się tutaj! ☺


Korzystamy z trwającego właśnie w Kalifornii sezonu na truskawki.

Chyba jednak uda nam się dziś dotrzeć do San Francisco.


San Francisco wita nas dość orginalnym widokiem:
P: Co to jest?!
K: (pełna entuzjazmu) Tubylcy 😀 Daleko ten nasz hotel?
P: (zrezygnowany) Tuż za rogiem...
K: (odmachując temu niezbyt ubranemu uśmiechniętemu tubylcowi z wąsem) Aha. Podoba mi się to miasto!
P: ... 😑


Boże, w tym mieście jest komunikacja publiczna i przyjemnie się po nim spaceruje! Co prawda na ulicach tłumy bezdomnych, w wielu miejscach cuchnie moczem a Bangkok to przy tym stolica czystości, ale to wszystko jest nieważne.  Na ulicach są ludzie! Do sklepu można iść na piechotę! Wreszcie normalne miasto w stylu europejskich albo azjatyckim! Nie muszę chyba dodawać, że bardzo nam się tu podoba?☺


Wybieramy się na wieczorny spacer na pobliski Union Square i do Chinatown. N od razu dostrzega błyszczący się chodnik, tańczy do kapeli na ulicy i podziwia urban art. Jej też się tu ogromnie podoba.



Napotykamy na swojej drodze Gamestop z pełnowymiarowi kostiumami Lorda Vadera i szturmowców.

I "pętlę" tradycyjnego tramwaju. Mamy nawet szansę zobaczyć zabytkowy tramwaj na żywo!

Okazało się że przez wcześniejszą wizytę w Las Vegas nasza córka nabrała ciekawych przekonań o amerykańskich miastach:
N: Nie wiem czemu nie wybudowali tu ani wulkanów ani wodospadów!
P: Powiedz jeszcze że to skandal...
N: Skandal!

Nie przeszkadza jej to jednak docenić San Francisco:
N: Podoba mi się. Możemy tutaj zostać. 
K: A na jak długo?
N: Na zawsze!
P: Jest pewien problem. Babcia Grażynka i babcia Kasia są bardzo daleko. Nie mogłyby się z tobą widywać.
N: ... No tak... (zrezygnowana) Musiałyby baardzo długo lecieć samolotem...






Jeszcze przed snem ostatnie spojrzenie na widok za oknem.


1 komentarz:

  1. Bez babć, dziadków, rodziny to nawet San Francisco robi się smutniejsze, dlatego między innymi moje dzieci mieszkają w Polsce.

    OdpowiedzUsuń