środa, 21 września 2016

W stronę starego wiernego... (20.09.2016)

Dziś opuszczamy mormoński stan Utah i ruszamy w stronę najstarszego parku narodowego na świecie - Yellowstone. Nasza 5 godzinna trasa prowadzi nas przez Idaho - ziemniaczaną stolicę USA (sic!)


I Montanę


Zatrzymujemy się w West Yellowstone w dość charakterystycznym hotelu.


P zwraca uwagę że tym razem mamy bardzo mały pokój, szybko poprawia się jednak że w sumie jest to tradycyjna wielkość w hotelach europejskich. Brakuje mi tu lodówki i mikrofali. Z tradycyjnego wyposażenia jest telewizor, ekspres do kawy i herbaty, deska do prasowania z żelazkiem, klimatyzacja, suszarka i oczywiście ręczniki i zestaw kosmetyków. Człowiek to się jednak szybko przyzwyczaja do dobrego. Na otarcie łez mamy gniazdko w suficie (!) i tradycyjną w USA baterię z prysznicem zawieszonym przy suficie (kto to wymyślił, żeby trzeba było zawsze najpierw włączyć zimną wodę!?)

Do naszego hotelu docieramy na tyle wcześnie, że decydujemy się jednak jeszcze dziś odwiedzić Yellowstone. Tym samym odwiedzamy trzeci stan tego dnia - Wyoming (Yellowstone leży głównie na jego terenie) - i bijemy swój dotychczasowy rekord.

Na spotkanie z pierwszymi jeleniami i bizonami nie musimy długo czekać. Skubane leżą tuż przy drodze i całkowicie ignorują ludzi!



Potem spacer po jednej z wielu dostępnych tu widokowych ścieżek wśród gejzerów i gorących źródeł Fountain Paint Pot.









N jest zachwycona i za każdym rogiem wypatruje nowych gejzerów. 

Jeszcze tylko obowiązkowa wizyta w najbardziej przewidywalnym z gejzerów w parku Old Faithful. Nazwa pochodzi stąd, że jego wybuchy można przewidzieć z dokładnością do +/-15 minut, co stanowi ewenement na tle innych gejzerów w parku. W Old Faithful Inn sprawdzamy przewidywany przez strażników czas wybuchu.


I idziemy oglądać spektakl.




Pożegna nas jeszcze kruk i bizon i możemy wracać.


A na koniec dnia jeszcze wizyta w najdroższej jak do tej pory knajpie. West Yellowstone jest pierwszym amerykańskim miastem na naszej drodze gdzie nie ma sieciowych knajp i barów fast-food (w pozostałych miejscach stanowią 60%-80% obiektów gastronomicznych). Z jedynej strony się cieszymy, a z drugiej nasz portfel płacze. Za to N jest zachwycona wybranym przez siebie mac&cheese (ble!).

Park Yellowstone podobnie jak wszystkie odwiedzane przez nas do tej pory parki narodowe jest doskonale zorganizowany. Drogi utrzymane są w nienagannym stanie, wszystko jest bardzo dobrze oznaczone, a każdy turysta dostaje 'na dzień dobry' mapę. Do wszystkich najbardziej znanych miejsc prowadzą wybetonowane lub drewniane szlaki tak aby absolutnie każdy (nawet osoby niepełnosprawne) mógł się do nich dostać, a dla tych bardziej wprawionych w wędrówkach turystów przygotowane są bardziej wymagające szlaki. Nigdzie nie ma nawet śladu śmieci czy wandalizmu (inicjałów wydrapanych na drewnianych ławkach nie liczę), a zwierząt jest zatrzęsienie i w ogóle nie boją się ludzi (trzeba się naprawdę postarać, żeby nie spotkać bizona). Dlaczego tak nie może być w Polsce? I nikt mi nie wmówi, że to kwestia wielkości, bo Yellowstone jest OGROMNY. Jedzie się tu i jedzie. Krajobrazy i klimat się zmieniają, a końca parku jak nie było tak nie ma. Owszem, za wejście trzeba zapłacić (30$ za wyjazd dla pojedynczego samochodu na chyba 5 dni albo 80$ za roczny bilet wstępu do wszystkich parków narodowych dla właściciela karty i do 4 podróźujących z nim samochodem osób - za małe dzieci się nie płaci), ale dokładnie widać na co te pieniądze zostały przeznaczone. Może to marzenie ściętej głowy ale chciałabym, aby tak samo zorganizowane były polskie parki narodowe.



1 komentarz:

  1. Potwierdzam: marzenie ściętej głowy, przecież u nas nic się nie da, zresztą i tak puszczę wycinają...

    OdpowiedzUsuń