Dzisiaj jedziemy na obrzeża Gyeongju zobaczyć jedną z najważniejszych świątyń buddyjskich Korei - Bulguk-sa.
W okolicach narodzin Chrystusa na Półwyspie Koreańskim istniały trzy konkurencyjne królestwa. Królowie Silla (ci z grobowcami jak kopce kretów) mieli jednak ambicje zjednoczenia półwyspu pod swoim panowaniem, co dzięki silnej armii i wsparciu chińskiej dynastii Tang udało im się osiągnąć. Samo zwycięstwo militarne nie wystarczyło jednak do scalenia znacznie rozszerzonego terytorium w jeden sprawnie funkcjonujący organizm państwowy. Wsparcie znaleźli w poznanym w Chinach buddyzmie, który dzięki królewskiemu zaangażowaniu zaczął powoli wypierać lokalne wierzenia w duchy rzek i gór.
Jeżeli mieliście jakieś wątpliwości, to koreańska broszurka spieszy donieść, że również świątynia Bulguk-sa ma w swojej historii epizod wandalizmu z rąk Japończyków (zaczynam rozważać wprowadzenie wiz dla Japończyków do Polski - nie brzmią zbyt zachęcająco jako turyści). Z P. jesteśmy już gotowi pisać własne ulotki nawet o zupełnie nam nieznanych zabytkach Korei: „Ten zabytek powstał w roku X, za panowania króla/cesarza Y. Został zniszczony/spalony przez Japończyków podczas inwazji w roku Z. Został odbudowany w roku 197X.”
‚
O znaczeniu kompleksu Bulguk-sa dla kultury Korei może świadczyć fakt, że jest on całkowicie opanowany przez wycieczki szkolne. Najbardziej zadowoleni są Q. i N. bo koreańskie dzieciaki i nastolatki traktują ich jak dodatkową atrakcję turystyczną. ;)
W górach powyżej świątyni znajduje się grota Seokguram, w której w ósmym wieku wykonano olbrzymi kamienny posąg Buddy - obrońcy Korei. W samej kaplicy nie wolno robić zdjęć, ale górska droga prowadząca do tego koreańskiego narodowego skarbu jest bardzo malownicza.
Dzień kończymy w muzeum narodowym w Gyeongju, gdzie możemy bliżej poznać historię królestwa Silla oraz obejrzeć skarby znalezione do tej pory w grobowcach.
Czy lubicie lody z McDonald’s z polewą czekoladową (czy też raczej czarnym sosem - bo ta polewa to nigdy czekolady nie widziała)? Wstyd się przyznać, ale ja lubię bardzo. Niestety Koreańczycy, podobnie jak ich krwiożerczy zamorscy sąsiedzi, chyba zbyt dosłownie potraktowali opis produktu i zamiast mojego ukochanego chemicznego sosu polewają lody autentyczną czekoladą. Zero poszanowania dla fastfoodowej tradycji. :(
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz