niedziela, 7 października 2018

Pałacowe życie w Gyeongbokgung (07.10.2018)

Post-podróżne zmęczenie wreszcie nas dorwało, więc nie dość że późno wstaliśmy to jeszcze wykorzystaliśmy przedpołudniową drzemkę Q i nadrobiliśmy trochę snu. ;-)
To niestety spowodowało, że musiałam zweryfikować nieco swoje plany zwiedzania na dzień dzisiejszy. Na dodatek po drodze natrafiliśmy na festiwal sztuki tradycyjnej Korei i cóż - kolejny obiekt został szybko skreślony z listy naszych planów na dziś.






Koniec końców trafiliśmy do pałacu cesarskiego Gyeonbokgung, który jest uznawany za jeden z czterech najważniejszych w Seulu. XIV wieczny kompleks „pałacu promieniejącego szczęścia” rozciąga się na wiele kilometrów i składa się z kilku budynków wykonanych w bardzo podobnym, bogato zdobionym stylu. Przechadzając się po kolejnych krużgankach nie trudno wyobrazić sobie tysiące urzędników, sługi, eunuchów i konkubiny, którzy kiedyś musieli tu mieszkać. Przykre jest jedynie to, że w dużej części budynki pałacowe to współczesne reprodukcje. Oryginały zostały spalone podczas japońskiej okupacji o czym miejscowa broszurka przypomina co 3 zdania (nie ma to jak sąsiedzi).











W Korei bardzo popularne jest zwiedzanie zabytków w tradycyjnych strojach hanbok. Obok pałacu było kilka sklepów, które za niewielką opłatą przebierają chętnych turystów w bogato zdobione suknie i kapelusze. Tak przygotowani zwiedzający ruszają do pałacu i robią sobie „zdjęcia z epoki”. Nie dość, że sami „przebrani” mają kupę zabawy to jeszcze pozwalają pozostałym turystom lepiej wczuć się w klimat. Bardzo mi się ten pomysł i nie będę ukrywać, że wcale bym się nie obraziła za wprowadzenie takiej usługi w Polsce. Jedyny minus jest że N pyta już nie tylko o lody ale nie może przestać prosić o wypożyczenie hanbok… Ech…




Następnie skierowaliśmy kroki na sąsiadującą z pałacem modną ulicę Samcheong-to…



Która bardzo stromymi schodami zaprowadziła nas do…


Dzielnicy tradycyjnych budynków hanok Bukchon Hanok Village. Dotarliśmy tam już o zachodzie słońca, ale i tak odbyliśmy miły spacer wśród bogato zdobionych murków i spadzistych dachów, które na tle nowoczesnych wieżowców wyglądają dość nierealnie.






A na koniec amerykańskie danie w koreańskim wydaniu, czyli smażony kurczak z piwem (Chimaek). Nie widzieliśmy tu jeszcze KFC, ale może nie zdołali się utrzymać przy tak rozbudowanej miejscowej konkurencji ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz