niedziela, 7 października 2018

Witaj Koreo! (Południowa!!!) (06.10.2018)

Lot minął nam w miarę sprawnie (o ile można tak mówić o 9 godzinnej podróży). Był to pierwszy lot w życiu Q, ale uważam że poradził sobie całkiem dobrze - a przynajmniej tak twierdziła siedząca za nami Koreanka, która nie mogła się nachwalić jakim to Q jest grzecznym dzieckiem. ;-) Skorzystaliśmy z oferty LOT, więc ominęła nas przesiadka. Dla zainteresowanych - Dreamliner, którym lecieliśmy nie miał może zbyt szerokich foteli, ale za to było bardzo dużo miejsca na nogi. Fotele są tak skonstruowane, że są o wiele grubsze w górnej części i rozkładają się w specyficzny sposób, który zmniejsza nacisk na kolana pasażera z tyłu tak dobrze znany wszystkim podróżującym. Jedzenie było nierówne - po całkiem smacznej obiadokolacji przyszedł czas na praktycznie niejadalne śniadanie (kto wymyślił omlet, który trzeba zrobić ponad dobę wcześniej i podgrzać w mikrofali!). Oferta filmowa nie była zbyt rozbudowana, ale było kilka tytułów, które dopiero niedawno miało premierę na DVD. W ogólnym rozrachunku polecamy - szczególnie, jeżeli ominie Was dzięki temu przesiadka.

Seul powitał nas deszczem i długimi kolejkami do stanowisk imigracyjnych. Szybko przekonaliśmy się też, że Koreańczycy nie przepadają za nowoczesną bankowością i ponad wszystko kochają gotówkę. Cóż chyba jednak nie spróbujemy karty Revolut na tym wyjeździe. :-) Na pocieszenie dostaliśmy bułki z pastą ze słodkiej fasoli - mniam!!

Droga z lotniska pozwoliła nam docenić uroki komunikacji miejskiej. Seul jako prawie 10-milionowe miasto (ponad 25 milionów ludności jeżeli liczyć całą aglomerację) ma nieco więcej niż znane nam z Warszawy dwie linie metra ;-)

Dla bezpieczeństwa peron od torów oddziela szklano-plastikowa ściana z zaznaczonymi miejscami do wsiadania. I trzeba przyznać, że jest to wyjątkowo dobre rozwiązanie. Niestety szybko przekonaliśmy się, że poruszanie się wózkiem dziecięcym w metrze to koszmar. Wszystkie stacje są wielopoziomowe, a wind jest tu tyle co kot napłakał. Ba, często winda jest tylko do określonego poziomu np. zawiezie Cię z peronu na poziom przesiadkowy, ale na poziom ulicy prowadzą już tylko wysokie schody (sic!). Teoretycznie większość stacji wyposażona jest w schody ruchome, ale co z tego, skoro nie wolno się po nich poruszać wózkiem dziecięcym ani wózkiem inwalidzkim (praworządni Koreańczycy postawili nawet specjalne słupki na wejściu na schody, żeby żaden „przestępca” nie złamał przepisu!). Dobrze, że mamy też nosidełko. ;)

Nasz hotel okazał się spełniać wszystkie wymagania. Jest w centrum, ale na cichej ulicy. Właściciel jest bardzo sympatyczny, a pokoje w miarę duże (dwupoziomowe) i czyste.


Dostaliśmy w pakiecie typową koreańską łazienkę gdzie należy wchodzić w specjalnych kapciach. Powód jest dość prozaiczny - kabiny prysznicowe nie znalazły w tym kraju dużego poklasku. Jeżeli spojrzycie na zdjęcie poniżej szybko zorientujecie się, że biorąc prysznic zalewa się całą łazienkę (łącznie z toaletą) wodą. :-)

Po locie i zmianie czasu, byliśmy mocno zmęczeni, ale nie z nami te numery Bruner! Wszyscy wiedzą, że najgorsze co można zrobić przy zmianie czasu to iść spać w ciągu dnia (nie licząc oczywiście Q - nikt zdrowomyślący nie będzie oczekiwał od niespełna rocznego dziecka braku drzemek w ciągu dnia). Tak więc wdrożyliśmy szybki atak uprzedzający i ruszyliśmy na długi spacer po dzielnicy Myeong-dong gdzie znajduje się nasz hotel (na szczęście pogoda znacząco się poprawiła). I cóż możemy powiedzieć - zdecydowanie najbardziej kochamy Azję! Szybko też naszła nas kolejna refleksja - gdyby nie koreańskie napisy moglibyśmy się pomylić i uznać, że jesteśmy w Japonii :-D!




Jakby ktoś miał wątpliwości, to spieszę donieść, że to ratusz miejski.

Na wieczór zaplanowaliśmy udział w międzynarodowym święcie fajerwerków w parku Yeouido nad rzeką Han. Cóż nie doceniliśmy ilości chętnych...




1 komentarz:

  1. No nareszcie wpis! Juppi!! Strasznie Wam zazdroszczę... poza tym prysznicem, to horror.

    OdpowiedzUsuń