czwartek, 18 października 2018

Kopce kretów zwanych królami Silla (18.10.2018)

Dziś niestety musimy już opuścić Busan i nasz hotel ze zbyt niskim sufitem w łazience. Do stacji kolejowej mamy w sumie niedaleko, musimy tylko przedostać się przez miejscowy bazarek. Tylko cóż… Pamiętacie jak narzekaliśmy na zapach targu rybnego Jagalchi? Dorzućcie do zapach owoców morza, aromat surowego mięsa, gorącego oleju, przypraw, pikli i warzyw. Taak, jest aromatycznie ;)


Jeden element koreańskiej rzeczywistości bardzo nas rozczarował - brak łatwego dostępu do ciepłej zielonej herbaty! W Japonii na każdym kroku pełno było automatów, z których część sprzedawała zarówno zimne jak i ciepłe napoje. Kiedy pierwszego dnia zobaczyliśmy takie same automaty w Korei byliśmy pełni nadziei, ale niestety spotkało nas rozczarowanie. Jak do tej pory ani razu nie trafiliśmy na automat mający w swojej ofercie jakikolwiek ciepły napój w puszkach, o zielonej herbacie nie wspominając. W tutejszych minimarketach można co prawda łatwo kupić ciepłe napoje, ale w sprzedaży jest wyłącznie słodki napój z żeńszenia lub słodka lura, która w tym kraju na wyrost nazywana jest kawą. Aby przelać czarę goryczy należy dodać, że w hotelach na śniadania podają zwykle tylko pseudo kawę, a w kawiarniach można kupić jedynie czarną herbatę (która na dodatek jest droższa niż kawa!), albo wszelkiego rodzaju słodkie wynalazki na bazie mleka i herbaty. Jak żyć Panie premierze?!


Po raz pierwszy skorzystamy z koreańskich kolei, ale niestety ominie nas przyjemność testowania superszybkich KTX. Bo te co prawda dojeżdżają do naszego celu podróży, ale zatrzymują się tylko na położonej na obrzeżach miasta stacji kolejowej. Tymczasem sporo tańsze i niewiele na tym odcinku wolniejsze pociągi lokalne pozwalają wysiąść w samym centrum miasta.




Tym razem swoje kroki kierujemy do Gyeongju dawnej stolicy państwa Silla, które miejscowy przemysł turystyczny ochrzcił „złotym miastem”





Silla było jednym z trzech królestw (pozostałe to Goguryeo i Baekje), które powstały w 1 wieku p.n.e. na półwyspie koreańskim. Uprzedzając pytanie - nie to nie „te trzy królestwa” o których robią gry i kręcą filmy - tamte były w sąsiednich Chinach. ;)


Przed zwiedzaniem chcemy jeszcze coś przekąsić. Niestety knajpa którą zarekomendowała nam recepcjonistka w hotelu jest co prawda bardzo ładna, ale też znacząco ponad nasze możliwości finansowe. Nim udaje nam się dotrzeć do większego zgrupowania restauracji bliżej zabytkowej części miasta jest 5 minut po 15:00. Jak się okazuje chyba wszystkie knajpy w Gyeongju mają przerwę między 15:00 a 17:00, a my jesteśmy już wściekle głodni (dosłownie). W akcie desperacji uderzamy do minimarketu, gdzie można kupić i podgrzać w mikrofali gotowe dania. Najbardziej zadowolona jest N., bo może zjeść swój ulubiony makaron zalewany wrzątkiem.



Na dodatek N. udaje się spełnić marzenie i dostaje od nas maseczkę na twarz. Przez cały pobyt co chwila napotykaliśmy ludzi noszących takie maski i N. była nimi totalnie zafascynowana. Nie muszę, chyba dodawać że bardzo szybko zaczęła nas prosić o taką maskę dla siebie i wreszcie udało się kupić coś na jej rozmiar. Na dodatek maska ma na sobie obrazek Pororo!


Czas ruszyć na zwiedzanie!




Gdybyście mieli wątpliwości do taki wysublimowany automat/domek na wróżby. ;)


Docieramy do Cheomseongdae, czyli najstarszego na dalekim wschodzie obserwatorium archeologicznego, zbudowanego na rozkaz królowej Seondeok (tak to ta z gry „Cywilizacja 6” - sprawdziliśmy :) ) pomiędzy 632 a 646 rokiem n.e. Sam budynek jest dość niski i nie robi oszałamiającego wrażenia, ale jak się okazuje ma dość symboliczne znaczenie. U jego podstawy jest 12 kamieni symbolizujące miesiące roku, jest zbudowany z 30 poziomów cegieł co ma odwoływać się do ilości dni w miesiącu i do jego budowy zużyto 366 kamieni co ma symbolizować liczbę dni w roku. Jak możecie się domyślać jego umiejscowienie względem konstelacji gwiazd na niebie też nie jest przypadkowe. ;)


W tle możecie zaobserwować koreańską parę w trakcie randki. Ubrani w pasujące do siebie hanboki, pozują do zdjęć na tle znanych budynków.


Niebo jest dziś wyjątkowo malownicze…


Ten dramat małego człowieka, kiedy źli rodzice po raz 1050 wkładają mu skarpetki po tym jak on heroicznym wysiłkiem się ich pozbył i mroził swoje stopy na lodowatym wietrze.


Azja w stanie czystym - samoobsługowy automat do kupowania biletów i obsługujący go pracownicy muzeum. :)


Idziesz sobie spokojnie, widzisz fajny pagórek i myślisz „idealne miejsce na piknik”, ale hola hola. Właściwe patrzysz na narodowy skarb Korei i za łażenie po nim brudnymi buciorami możesz wylądować w więzieniu na dwa lata.



Te niepozorne zielone pagórki to tak naprawdę grobowce królów i królowych Silla. Co ciekawe, ich konstrukcja była na tyle odporna na hieny cmentarne, że w przeciwieństwie do egipskich piramid dotrwały one w nienaruszonym stanie aż do XX wieku, kiedy to archeolodzy rozebrali je na części, aby dostać się do komór grobowych.




Cała okolica jest wprost usiana zielonymi pagórkami. Jest ich na tyle dużo, że zaczęliśmy się zastanawiać, czy część z nich to nie atrapy usypane na rozkaz królów Silla aby zmylić potencjalnych rabusiów. :)


Ruszamy zwiedzać grobowce Tumuli-gongwon (znajdujące się obok grobowce Noseo-dong i masę nienazwanych można obejrzeć za darmo).



Po drodze napotykamy na głodną pandę ;)


Przed nami grobowiec króla Michu! :) Zasłynął on przejęciem władzy od innego klanu (jak rozumiecie, jego następcy całkiem go za to szanowali) i byciem pośmiertnym specem od kamuflażu! Po jego śmierci Silla najechali sąsiedzi, królestwo obroniło się poprzez sprytne ukrycie swoich żołnierzy w ubraniach udekorowanych gałązkami bambusa za co zasługę przypisano martwemu królowi! Czyli nieważne co robisz ważne jaki masz PR. ;)



Cheonmachong (grobowiec niebiańskiego konia) jest jedynym okolicznym grobem udostępnionym do zwiedzania. W jego wnętrzu znajduje się ekspozycja pokazująca konstrukcję grobowców oraz komory grobowej. Szybko też wyjaśnia się tajemnica odporności kopców Silla na hieny cmentarne. W końcu trudno rozkopać cały pagórek i wyjąć z niego masę ciężkich kamieni, tak aby nikt tego nie zauważył (tak… przechodziliśmy... z tragarzami….). ;)





Dzwon Silla.


Jeszcze tylko spacer przez kolejny targ i możemy wracać do hotelu.


Jeżeli masz brokatową fugę na podłodze w łazience to albo jesteś na dalekim wschodzie albo w Las Vegas (choć to w sumie niewielka różnica ;) ).


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz