niedziela, 14 października 2018

Wulkaniczna wyspa Jeju (14.10.2018)

Dziś Q. w połowie śniadania odmówił dalszego karmienia i zażądał oddania mu władzy nad łyżką. Niestety w konsekwencji oznaczało to dla niego koniec jedzenia. I jak my mamy wyrabiać podaż PHE i kalorii!


Tuż przy naszym nowoczesnym hotelu rozciąga się zupełnie tradycyjne pole. :)


Jak widać Koreańczycy potrafią robić zdjęcia wymuszające zachowanie dozwolonej prędkości. ;)


Dzieci postanowiły zrobić sobie poranną drzemkę w samochodzie.


Na dzisiejszej wycieczce przywitał nas symbol Jeju - „dolharubang” (dziadkowa skała). Te wesołe ludki z magmowej skały zaludniają drogi i pola wyspy od XVIII wieku.


Tym razem postanowiliśmy zejść pod ziemię i zobaczyć jaskinię lawową (choć angielska nazwa „lava tubes”, chyba lepiej opisuje charakterystykę tego miejsca) Manjang-gul. Na Jeju znajduje się najdłuższy na świecie system tuneli wydrążonych przez lawę (ponad 7 km długości). Jednak dla turystów otwarty jest jedynie kilometrowy fragment tego labiryntu, właśnie jaskinia lawowa Manjang-gul. Niestety zrobione przez nas zdjęcia w żaden sposób nie oddają magii tego miejsca. Tunele są ciemne, chłodne i bardzo wilgotne, co daje najlepszych warunków do robienia zdjęć aparatem w telefonie komórkowym. :(










Jeden z pokrytych zastygłą lawą kamieni (tzw. żółwiowa skała) przypomina kształtem wyspę Jeju. Jak rozumiecie, zasłużył on w związku z tym na wyeksponowany podest. ;)

 

Punktem kulminacyjnym podziemnego spaceru jest największa na świecie kolumna lawy, czyli formacja skalna stworzona z ściekającej z wyższego poziomu zastygłej lawy.



Postanowiliśmy pozostać w wulkanicznych klimatach i wyruszyliśmy do najbardziej znanego w Korei krateru po zastygłym wulkanie Seongsan Ilchul-bong. Jeżeli wierzyć przewodnikowi Lonely Planet to duża część Koreańczyków ma na swojej „bucket list” zobaczenie wschodu słońca właśnie ze szczytu tego krateru. Biorąc pod uwagę, że jest to chyba jedyna atrakcja wyspy, która swoje podwoje otwiera na godzinę przed wschodem słońca coś musi być na rzeczy.


Jak widać „dziadki Jeju” występują też w nowoczesnej formie. ;)


My co prawda trafiliśmy na Seongsan Ilchul-bong znacząco po wschodzie słońca, ale widoki i tak są wspaniałe, a tłumy konkurencyjnych turystów nieprzebrane. ;)





A oto i krater wygasłego wulkanu w pełnej okazałości.





Czas na drogę w dół zbocza…








Na tej malowniczej plaży o czarnym piasku swoją kwaterę główną mają syreny Jeju (haenyeo), czyli kobiety nurkujące bez butli tlenowej. Ta tradycyjna profesja wymaga od wykonujących ją kobiet-nurków niezwykłej kondycji fizycznej - przeciętnie haenyeo wytrzymują pod wodą do dwóch minut i schodzą do 20 m w poszukiwaniu owoców morza. Tym bardziej zadziwia fakt, że dużo z wykonujących ją pań jest już po sześćdziesiątce.



Czyżby zastygnięta lawa z jaskini lawowej? :)



Klify Seongsan Ilchul-bong widziane z innej perspektywy.





Wychodząc z terenu parku nieopatrznie zajrzeliśmy do Starbucks, gdzie powitało nas magmowe ciastko marchewkowe z Jeju. Tak bardzo pasowało tematycznie to dzisiejszego dnia, że nie zdołaliśmy się powstrzymać. ;)



1 komentarz: