poniedziałek, 15 października 2018

Filmowe Busan (15.10.2018)

Niestety nasz czas na wulkanicznej wyspie Jeju dobiegł końca. Oddaliśmy naszego faszystowskiego Hyundai Accenta i wsiedliśmy w samolot linii Jeju Air, aby wyruszyć w lot do Busan.




Busan to drugie co do wielkości miasto Korei Południowej, które bardzo różni się charakterem od stolicy. Seul nieodmiennie kojarzy nam się z Japonią i jej czystym nowoczesno-tradycyjnym charakterem. Tymczasem każda uliczka Busan sprawia wrażenie jakby żywcem wyrwano ją z Tajlandii lub innego kraju Azji Południowo-Wschodniej. Więcej tu śmieci, stoisk z jedzeniem na środku ulicy i ogólnego rozgardiaszu. To może szokować świeżo przybyłych ze sterylnego Seulu, ale nam odpowiada! :)






Nasze dzieci już wielokrotnie podczas tej wycieczki zostały obdarowane słodyczami przez przypadkowo napotkanych Koreańczyków.Tym razem sprawy poszły jednak o krok dalej. N. zamiast cukierków otrzymała od pani w metrze pieniądze na nie (widocznie pani zapomniała z domu torebki ze słodyczami, którą Koreańczycy noszą na wypadek napotkania białych dzieci na mieście). Żeby dodać sprawie kolorytu po chwili do wagonika podziemnej kolejki wszedł lekko podpity Koreańczyk, który widząc N. z 1.000 wonów w ręku (odpowiednik naszych 3 złotych) dorzucił jej kolejnego tysiaka, żeby mogła sobie kupić coś lepszego!


Ponad połowa Koreańczyków jest ateistami, a reszta populacji podzieliła się prawie po równo pomiędzy buddyzm i protestantyzm/katolicyzm. Dlatego w przeciwieństwie do pozostałych krajów regionu o wiele łatwiej natknąć się tutaj na kościół.


Brak miejsca matką wynalazku. Przedstawiamy Państwu „parking na kołowrotek”!. Samochód parkuje się na metalowej platformie, która zostaje podniesiona w górę ustępująć miejsca platformie dla kolejnego samochodu. :)


Po raz pierwszy udało nam się spróbować Tteobokki, czyli ryżowych klusek (podobnych do naszych kopytek) podawanych w aromatycznym sosie. Zdecydowaliśmy się na wersję łagodną i to chyba był dobry pomysł bo i tak paliła nieco język. ;) Profilaktycznie wzięliśmy też „bezpieczną” smażoną wieprzowinę - w końcu jak bierzesz danie, którego nazwę trudno wymówić lepiej mieć plan awaryjny. ;)



Ta dziwna chwila, gdy na wyjściu ze stacji metra atakuje Cię koreańskie wyobrażenie na temat „Fontanny di Trevi”.


Zapadający zmrok zachęcił nas do odwiedzenia Busan Cinema Center, w którym dosłownie kilka dni temu zakończył się międzynarodowy festiwal filmowy. To olbrzymie kino jest nieprzeciętne nie tylko ze względu na nietypową bryłę budynku (zawieszony na wąskich słupach dach przypomina fale wzburzonego morza), ale również nocną iluminację (dużą część wyższych kondygnacji pokrywają światła LED). Muszę przyznać, że wygląda to razem niezwykle efektownie. :)






Obok, jak się okazuje, znajduje się największa galeria handlowa na świecie (a przynajmniej dali jej wpis w księdze rekordów Guinnessa) - czyżby w Busan biło serce konsumpcjonistycznego świata?
 






Dla każdego coś miłego! Pomiędzy torebkami Gucci i perfumami Dior udało nam się trafić do tutejszego odpowiednika Media Markt. Żeby nie było - maskotką sklepu jest super-bohater w niebieskim wdzianku, a pomiędzy półkami można znaleźć kolorowe figurki i automaty do gier ;)








Ta klawiatura będzie śnić się po nocach Q - ile tu klawiszy do wyrwania!


Czy ktoś może tęskni za swojskim geesem? :)


Jeszcze tylko wizyta w laudromacie, czyli pralni samoobsługowej i możemy iść wreszcie spać. Znaczy poszlibyśmy spać, gdyby nie koparka szalejąca za oknem. Ja rozumiem, że w ciągu dnia nie chcieli przeszkadzać sklepikarzom, ale chyba jest tu coś takiego jak cisza nocna, prawda? Prawda?!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz