niedziela, 21 października 2018

Śpiewający pociąg (21.10.2018)

Dzisiejszy dzień w większości spędzamy w pociągu - czas wracać do Seulu.



Nasz nowy hotel znajduje się tuż obok kilku malowniczych wąskich uliczek z tradycyjnymi domkami. Początkowo chcemy tam zjeść obiad, ale szybko przekonujemy się, że jest to chyba centrum tutejszego hipsterstwa - większość restauracji serwuje zagraniczne jedzenie i zdecydowanie jest poza zasięgiem naszego portfela (kawa americano za 30pln!). Ale to chyba my jesteśmy takie marudy, bo wszystkie lokale są pełne, a przed niektórymi ustawiają się długie kolejki chętnych.



Wyruszamy na dalsze łowy, ale łatwo nie jest bo jak się okazuje mieszkamy w zagłębiu jubilerskim, gdzie łatwiej o pierścionek z diamentem niż bibimbap. A jak już trafi się knajpa, to ani menu po angielsku, ani obrazków. Czyli po prostu marudy jesteśmy, bo w hipsterskim zakątku menu angielskie było, tylko na ceny kręciliśmy nosem ;P.

Na szczęście znajdujemy koreański BBQ, który ma nieco mniej drastyczne ceny niż konkurencja obok. Co prawda obsługa angielskiego nie zna, ale są obrazki i menu z obrazkami. Tym razem jemy wersję mięsnego BBQ, które po usmażeniu zawija się w różne liście (nam najbardziej smakowało z sałatą) jak tortillę. Polecamy!





Z naszych obserwacji wynika, że koreańskie BBQ jest zdecydowanie najpopularniejszym rodzajem restauracji w Korei. Co może dziwić, bo są to z założenia knajpy drogie, gdzie na dodatek jest obowiązek zamawiania tylu porcji danej potrawy ilu jest gości przy stole - przy czym trzeba zamówić conajmniej dwie porcje nawet jeżeli jesz sam/a (co jak można się domyślać znacząco zwiększa wysokość rachunku). Z tej zasady wyłączone są zazwyczaj tylko dzieci. Na przykład w naszej dzisiejszej knajpie chcieliśmy początkowo zamówić jedną porcję smażonego mięsa, jednego bibimbap i ryż dla Niny. Ale kelnerka szybko wyjaśniła nam, że smażonego mięsa musimy zamówić koniecznie dwie porcje (na oddzielną pochwałę zasługuje fakt, że nie znała ani słowa po angielsku, ale doskonale udawało jej się z nami dogadać).

Na koniec jeszcze obiecana N. wizyta w salonie karaoke. Q. niestety boi się głośnych dźwięków połączonych z półmrokiem i migającymi światełkami, więc impreza go omija.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz